|
Gazetka internetowa Tusi "...Widzicie coś co jest i pytacie Dlaczego? a ja widzę coś czego nigdy nie było i pytam Dlaczego nie?..." Shaw |
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Szania
Administrator
Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: skądś
|
Wysłany: Sob 8:46, 10 Cze 2006 Temat postu: Pół roku szpitalnego |
|
|
Uwaga, długie! Filozoficzno-psychologiczne, jak wszystko, co moje.. Choć z początku wydaje się być komedią. Wbrew pozorom opowieść ma niewiele wspólnego z medycyną, raczej jest opowiastką o przyjaźni, zachowaniach ludzkich, samotności i obserwowaniu innych... Narracja pierwszoosobowa, z uwzględnieniem bardzo rzeczywistego trybu pisania głównej bohaterki, narratorki.
Tytuł? Jeszcze pomyślę nad tym... | Tytuł: .................................................
No pięknie! No to wakacje mam z głowy. Wspaniale, doprawdy, wspaniale... Choroba w wakacje! Czarnokocie szczęście urodzonej w piątek, trzynastego! Miło wiedzieć, jak się o ciebie troszczą- przecież nie mogłam całych dni spędzać na podwórku ani jechać na Mazury z Aśką... Tylko musiałam leżeć w przeklętym szpitalu!
Mówią, że przed wrześniem nie wyzdrowieję. Dla mnie bomba, ale ja chcę wrócić na rok szkolny. To w dodatku nowe gimnazjum, jak przyjdę później, wszyscy będą się już znali, a ja, taka inna...
Miałam tam iść z Aśką.. Ona jedna mi nie pomoże! Nawet, jak ją będę znała, to co z resztą klasy? Nie samą Aśką człowiek żyje...
Pod początek wakacji byłam weekend u babci. Zbierałam maliny w sąsiedztwie, dorabiałam jako jedna z wielu młodych osobników, pragnących kasy. Nie była to łatwa robota, ale co tam. Podłapałam jakąś dziwną chorobę. Nie pamiętam nazwy, skomplikowana była. W szpitalu stwierdzili, że muszę zostać na obserwacji i lekoterapii. To znaczy, tak to ja nazywam. Dostaję codziennie leki i mam specjalne zajęcia z rehabilitantką oraz lekarką. Ćwiczę na basenie. A co najgorsze- jestem sama w sali! Nikt nie ma podobnej choroby, nikt nie może cierpieć ze mną. To jest najwspanialsze. Jak ja się przeklinam, że jednak przyjęłam tą harówę na wakacje!
Mama mi przyniosła książki. Kazała czytać lektury szkolne, bo jak wyzdrowieję na tyle, by mnie puścić do szkoły, to popołudnia będę spędzać u rehabilitantki. Gdy ja się do niej odezwałam, że tego nie zrobię, ona na to:
-Wystarczająco wiele dla ciebie robię! Nie odpłacaj mi się niewdzięcznością!
Wdzięczność! Za co? /16 lipca
*
Ciągle czytam... Boże, jak mi się nudzi. /23 lipca
*
Ciągle mi się nudzi. Czytam. Nie mam co robić. Zamiast na zabawie, spędzam czas w łóżku, pochylona nad nudnymi Krzyżakami i Opowieścią wigilijną. Na tą wigilię trochę za wcześnie. Zaś na Krzyżaków za późno. /1 sierpnia
*
Nadal mi się nudzi! I już nawet nie mam co czytać. Wypożyczyłam coś z ubogiej biblioteczki szpitala. Mama mnie odwiedza w poniedziałki, przynosi tylko skromne ilości precli. Wielkie dzięki! Pracuje w sklepie ze słodyczami, a dla mnie przynosi same precle! Chciałabym, żeby już był rok szkolny.. A raczej, żeby już był rok szkolny, a ja wyleczona. Data cudownego ozdrowienia nie jest podana. Co jakieś trzy tygodnie mi robią badania, wprowadzają coś do organizmu, ale ponieważ jest to dosyć negatywne w skutkach dla jakiegoś tam organu, robią to rzadko. To ma stwierdzić, czy już jestem wyleczona. Nie będę tego opisywać, bo nawet nie pamiętam, jak to się dokładnie odbywa. Zawsze próbuję nie pamiętać tych igieł.. Brr! Przecież ja się boję lekarzy!
Ja chcę do szkoły!! /27 sierpnia
*
Ciągle czytam. Jestem pod kroplówką. Coś się pogorszyło w stanie mojego zdrowia, ale lekarze mówią, że to nie aż tak poważne. Pomyśleć, że Aśka, tymczasem, pływa na jachtach. /29 sierpień
*
Może teraz będę prowadzić staranniej moje zapiski.
Odwiedziła mnie Aśka.
Jęknęła, gdy się dowiedziała, co się wydarzyło.
-Farciara! Zostawiasz mnie samą!- Jęknęła Aśka. Zawiódł nasz wspaniały plan, zawiodło to, co nas łączyło... Obiecywałyśmy sobie, że jeśli w gimnazjum nie będzie nikogo, kto będzie zasługiwał na naszą uwagę, olejemy klasę i będziemy żyć, polegając tylko na sobie.
-Przyrzeczenia chyba nie dotrzymamy...- Westchnęłam. –Myślisz, że to moja wina? Myślisz, że wolę siedzieć tu przy tych wszystkich znachorach, niż razem z tobą bawić się na dyskotekach?
-Tak to odczułaś?
-Nie, tylko komuś trzeba popłakać w rękaw. Widzisz, byłabym tutaj duszą towarzystwa. Zawsze tego chciałaś. Byłabym, gdyby nie pewien kłopot.
-Brak towarzystwa- dokończyła z uśmiechem Aśka.
Cóż, nie walczy się z losem...
Aśka przesiedziała ze mną cały dzień. Oprowadziłam ją po szpitalu. Pokazałam jej stołówkę, bibliotekę z czytelnią, w której chętnie spędzałam czas, gdy nie byłam pod kroplówką. W końcu pod kroplówką byłam tylko dwa dni.
Potem Aśka i ja gadałyśmy, jak to będzie. Na razie nie ma co planować- nie wiadomo, kiedy zakończę „strasznie ciekawy i fascynujący” pobyt w szpitalu. Jedyne, czego się tu dowiedziałam, to fakt, że lekarz, co mnie leczy, ma trójkę córek w podobnym wieku. Także wiem, że „ciężko zarabia na życie, by je utrzymać...” Jakież to wzruszające.
Trochę się rozpisałam, ale trudno. To ostatnia z brzydkich notek. Obiecuję. W końcu, gdy za parę lat otworzę ten pamiętnik, przywołam ze śmiechem pobyt w szpitalu. Mam taką nadzieję... /31 sierpień
A OTO CZĘŚĆ PIĘKNA MOJEGO PAMIĘTNICZKA, dopisek 16 stycznia: czyli jak staczałam się na dno
12 wrzesień;
Aśka wysyłała do mnie długi list, napisany przed sześcioma dniami, ale moja mama nie śpieszyła się z przekazaniem go, zaś moja przyjaciółka już nie mogła mnie zbyt często odwiedzać. Opisała w nim naszą nową klasę.
Droga Aniu Niedroga!
Zawsze tak zaczyna. Dlatego zawszę, gdy czytam jej listy, zaskakuje mnie nowa dawką humoru oraz starym, niezaprzeczalnym urokiem mojego nazwiska.
Skoro sama nie mogłaś poznać naszej klasy, to pozwól, że ci ją przedstawię. Otóż zacznijmy zgodnie z kolejnością, jak nas czytają w dzienniku. Bolek Adasik- taki dziwaczny przymuł, niewiele łapie z tego, co do niego mówią nauczyciele. Ja nie wiem, jak on przeszedł do gimnazjum, skoro on ledwo czytać potrafi.
Może mamusia- dyrektorka podstawówki, do której chodził?
Julka Bodecka- typowa panna Patrzcie-Na-Mnie, wytapetowana na różowo i chodząca w miniówie. Jest na tyle wysoka, że ją raz pomyliłam z nauczycielką fizyki. Cóż, są trochę podobne- obie bez gustu.
A bo my akurat mamy gust... Przecież różowe jest piękne, nie? )))....
Jolka Brzesławiańczyk- typowa panna Szara-Myszunia, siedzi w kącie i mądrze gada bzdury na polskim. Polski mamy całkiem zaje... Fajny. Najlepsze jednak są jej wspaniałe komentarze na geografii. Pytanie: dlaczego wiatr wieje? Jej odpowiedź: bo tak podano w pogodzie...
Całkiem niezły ten tekścior...
I kolejna dziewczyna, podobna do Julki o bzdurnych mądrych pomysłach. Ale otwarta. Rysopis: Z poczuciem humoru, dziwną wymową R i dosyć zadartym nosem. Większość klasy ją chyba uważa za chwalipiętę- przecież panna Jestem-Najlepsza-We-Wszystkim Olka Cekara nie jest we wszystkim najlepsza... A na pewno nie w historii, he, he....
Westchnęłam. Jak mi brakowało historii.
Aśka zawsze była humanistką. Najlepszą i w historii, i w polskim. Nie dziwię się, że panią od polskiego lubi- zawsze lubiła nauczycieli od humanistyki. Nawet, jak bardzo się myliła, to nie niszczyłam jej marzeń...
Tak opisała mi całą klasę. Najbardziej mi chyba przypadło do gustu to, że po gruntownej przebudowie klasy wyszło na to, że jest siedem Agnieszek i pięć Ann... Aż mi się śmiać chce! W szpitalu, po raz pierwszy...
Wszyscy wypytują się o „tą, co do szkoły nie chodzi”. Przykro mi, ale żartują z ciebie. Próbuję wszystkim cierpliwie tłumaczyć, że znam cię i że jesteś w szpitalu, ale oni mnie nie słuchają. Wszyscy tylko ryczą ze śmiechu. Przepraszam...
Nie ma za co, o ile ty też nie ryczysz ze śmiechu.
Gdybym poznała, to chyba najbardziej polubiłabym Kaśkę Milenę i Papugę, czyli Ankę Plotkowiak. Nazwisko jest wspaniałe! Przebija moje.. I tłumaczy jej przezwisko.
Na śmierć (albo lepiej nie) zapomniałam! Dzisiaj przyjeżdża ta nowa osoba!
Ciekawe, kto to jest. Ciarki mi przeszły o plecak, gdy zdałam sobie sprawę, że „osoba” nie koniecznie znaczy „dziewczyna”. Mam taką nadzieję... Ja tu chcę przyjaciółkę, nie życiową miłość!
*
Okazało się w końcu, że „osoba” przyjedzie dopiero dwudziestego. Do tego czasu pozostała mi szara rzeczywistość i nadzieja, że to dziewczyna.
13 wrzesień;
Patrzę na budzik.
Punkt ósma.
Czemu nie dzwoni?
Poczułam, jakbym coś utraciła. Aśka zawsze dzwoniła dokładnie z dzwonkiem. Raczej puszczała sygnał, taki nasz znak, że pamięta. Przez chwilę przemknęła mi myśl strachu, że może coś jej się stało... Wybrałam ją z listy numerów. Włączyła pocztę głosową.
Co się mogło stać, że nie zadzwoniła?
Może zwykłe roztargnienie? Spóźnienie? Nie wiem.. Wymyśliłam że sto różnych możliwości, ale żadnej nie wykluczyłam ani nie zatwierdziłam. Po prostu martwiłam się o nią.
Zadzwoniłam do niej na przerwie. Odebrała.
-Zapomniałam!- Wytłumaczyła krótko i rozłączyła się.
Co się stało z moją Aśką?
Co oni z nią zrobili?
Głosik taniej laluni, co się maluje i reklamuje w ogłoszeniach towarzyskich. To po pierwsze. Zarozumiały odcień głosu i pewność siebie, a raczej brak szacunku, bo wyłączyła telefon, nie czekając na moje słowa!
No i zapomniała!
Ona nigdy nie zapominała, coś się musiało stać!
-Coś nie tak?- Jedna z pielęgniarek, ta najmłodsza, przyczepiła się mojej niewyraźnej miny na śniadaniu. Pokręciłam głową. Niech że dadzą mi spokój. Mam własne problemy.
14 wrzesień;
Pozwolono mi zjeść czekoladę. Lekarz kupił ją specjalnie dla mnie, bo powiedział, że długo wytrzymałam na sali jako dzielna pacjentka. Nie rusza mnie to jego gadanie.
Dowiedziałam się czegoś innego. Mama mi przekazała list od Ewki- koleżanki ze starej szkoły. Nic nie wiedziała o moim pobycie w szpitalu. Nie pamiętam dokładnie listu, przeczytałam go i podarłam na kawałki. Należało mu się.
Ale pamiętam ten fragment.
Słuchaj, a ty znasz te nowe koleżanki Aśki? Pewnie tak. Alek mi mówił, że Aśka się strasznie zmieniła. Czy ty to rozumiesz? Ona wagaruje! Czy ty to rozumiesz? Ty widzisz to
w szkole i ciebie to nie rusza?
Wspaniale! A więc oto jest przyczyna jej dziwnego zachowania. Nowe koleżanki.
Chyba nie zakolegowała się z Tuzinkową czy Kotłecką? Z jej opowieści w liście wynikało, że lalunie nie są przyjazne. Przecież Aśka taka nie jest. Byłaby mądra.
Niech to, mama mi przyniosła jeszcze to durne Quo vadis.
No to czytam. Mam co robić?
19 wrzesień;
Nudno. Nadal czytam.
20 wrzesień;
Czekałam na ten dzień z niecierpliwością. Nie byłam na tyle mądra, by spytać, jakiej płci jest mój współtowarzysz. Uśmiałabym się, gdyby np. Był to kot. Ale to szpital dla ludzi, nie dla zwierząt. Mimo, że.. Ludzie są zwierzętami. Jednak wolą tego nie uznawać i wywyższać się ponad nie.
Koniec z filozofią!
Rodzice Osoby już są. Już tą Osobę szanuję, kimkolwiek jest.
Będę miała towarzystwo, to ważne.
Przerwę teraz pisanie i będę słuchać, co się dzieje za drzwiami.
*
-Doktorze, sala jest pusta?
-Nie, pańska córka będzie leżeć z inną dziewczynką...- Usłyszałam dialog zza drzwi.
Wspaniale! Dziewczyna!
-Justyś, ty może już pójdziesz do tej dziewczynki?- Spytała łagodnie matka, rozmawiająca z doktorem. Wtedy po raz pierwszy usłyszałam głos dziewczyny.
-Jasne, mamo, już lecę. Wywalam się na zakręcie.- Odparła od niechcenia. Jej matka była chyba zdumiona. Spytała córkę, skąd zna takie teksty.
-Od Roksany.- Odparła krótko, ładnie zakończyła zdanie słowną kropką.
Chyba nie była zadowolona, że się tu znajdzie.
A czy ja byłam?
Miała sarniobrąz włosy, postrzępione, chyba farbowane... Aaa! Nie nadążam z pisaniem. Wydarzyło się dziś dużo rzeczy. Między innymi poznałam ją trochę. Narodziła się w Dreźnie, ale mieszkała od zawsze w Wieliczce. Niedawno znów czekała ją przeprowadzka.
-Już myślałam, że mi dadzą do towarzystwa chłopaka- próbowałam zacząć jakoś sensownie. Oczywiście nie brzmiało to sensownie, kiedy czytałam kolorowe pisemko, które mi przysłała Aśka.
-Mogłaś się spytać. –Odburknęła, kładąc swój plecak na łóżku naprzeciwko mnie. –Czy, żeby się wysłowić, też potrzebujesz swojego ukochanego, playbojowskiego pisemka dla dziewczyn?
Ja się zastrzelę!
Co za psycholka!
No to mam przerąbane!
21 wrzesień
Zupełnie już oswoiłam się z myślą, że Aśka nie zadzwoni. Ja też nie będę dzwonić. Co mi tam. Można uznać, że nasza „przyjaźń” się rozpada. Nie mam z nią kontaktu.
Wczoraj byłam tak senna, że zapomniałam opisać resztę dnia.. Opiszę w skrócie... Justyna przez resztę dnia zachowywała się naprawdę psycholsko. Zaczepiała wszystkich, wrzeszczała, na co tylko się dało. Jestem biedna!
Coś nowego: rano, idąc do pracy, mama mi dostarczyła książki. Od biologii, polskiego i chemii. Z chemii nic nie rozumiem. Musiałby mi to ktoś wytłumaczyć. Jak przeglądałam polski, to książka całkiem fajna- mimo, że z niej nie korzystają, jak pisała Aśka w pierwszym i ostatnim liście.
Jasny gwint, gubię się w zeznaniach.
O dziewiątej było śniadanie. Justyna się spóźniła. Zaspała. Nie miałam ochoty jej budzić, bo tak słodko spała.. Przytulona do misia o kolorze swoich włosów! Jaka słodka może być zemsta!
-Misiu nie obudził?- Podchwyciłam, gdy usiadła w wyznaczonym miejscu; obok mnie.
Justyna spojrzała na mnie ze wściekłością.
-Wybacz. Zapomniałam, że dziewczyny, które nocami dzwonią do facetów z biur matrymonialnych, wyostrzają zmysły i mają krótszy sen. Taki, żeby się wyspać na śniadanie. Gratulacje. Ja nawet na śniadanie się nie wyspałam.- I ostentacyjnie ziewnęła.
Ona jest... Ona jest.. Bezczelna!
Kogo ona z mnie robi? Czy ona mnie uważa, że jestem którąś z tych tak popularnych lalek, co się wałęsają po ulicach i z powodu dwudniowej samotności rozpaczają? Że jestem jak Aśka?! Dziś, nocą, wezmę nóż i ją zadźgam!
-Słyszałam, jak w nocy piszczała ci komórka- mruknęła na dodatek Justyna.
Komórka?!
Rzuciła to od niechcenia. Była to prawda. Miałam kamienny sen i wiedziałam, że nie rusza mnie mój dzwonek. Zawsze czułam komórkę przez wibrację, gdy ją miałam w ubraniu na sobie. Rano nie zaglądałam na komórkę, gdy ją pakowałam do kieszeni bluzy.
Wyciągnęłam ją natychmiast. Połączenia nieodebrane.
Kochana Ewka... Już się bałam, że mama czy jakiś psychol. No bo... Mogła być też pomyłka. O pierwszej w nocy...
No, właściwie to dzwoniła dziś... Tylko bardzo, bardzo wcześnie....
Potem przysłała SMSa. Pytała się, co ze mną. Nadal nic nie wie. Powiem mamie, żeby jej przekazała mój stan, jak z samą mamą zdołam się porozumieć. Odwiedza mnie coraz rzadziej. A forsy na koncie nie mam. No bo, jak nie wolno mi się nigdzie ruszyć, to gdzie mam kupić kartę? I mamy nie ma...
-Żonaty?- Zaproponowała bezczelnie Justyna.
Poczułam, jak się czerwienię ze złości i myślałam, że wybuchnę. Dziękuję za taką towarzyszkę nudy! Lepiej czułam się jako dusza beztowarzystwa! Samotność chyba jednak jest dobra!
*
Leżę na łóżku i myślę.
O tym wszystkim, co się zdarzyło dzisiaj.
Justyna płakała.
Pielęgniarki zwariowały.
Ja zwariowałam.
Na początku uważałam Justynę za taką chamską lalę. Bezczelną. Taką wyniosłą, udającą dojrzałą, która „wie, co jej i tego pilnuje” a przy okazji wyśmiewa wszystkich. Taka właśnie wydawała mi się panna Justyna.
Ale.. Zwodziła swoim początkowym zachowaniem. Gdy już się oswoiłam z myślą, że szpital zamieni się- z tortur- w jeszcze większe tortury, poznałam ją. Całkiem przypadkiem.
Płakała.
Weszłam do pokoju po obiedzie. Chciałam jakoś zadrwić, czemu jej nie było na posiłku. Widzę leżącą na łóżku. Widzę krew. Jest przytulona do poduszki. Ciche łkanie. Wołam pielęgniarki, nie reagują. Wołam lekarza. Zajęty. Idę po rehabilitantkę. Ona jakoś się dogadała z Justyną, ja byłam przy tym i to obserwowałam.
Tu trzeba rozciągnąć myśl: pielęgniarki zwariowały.
Justyna nic nie chciała mówić, ale rehabilitantka odczytała z niej złe znaki. Miała rany po igłach na ręce, nie zaschnięte i głęboko wbite- stąd krew. Otóż pielęgniarki były lekko podpite, i ubzdurały sobie, że jest czymś zarażona i że muszą szczepić ją na wszystko, co się da.
Rany boskie, jak ona to przeżyła!
Wbrew sobie było mi jej żal.
Rehabilitantka postarała się o swoje. Za parę dni pielęgniarki dostaną wymówienie.
Wieczorem, gdy znów weszłam do sali po kolacji, też płakała w poduszkę.
-Teraz pewnie myślisz, że jestem beksa, bo płaczę, prawda?- Powiedziała przez łzy.
Korciło mnie, by powiedzieć „Tak, zasadniczo tak” ale coś mnie wzięło i zachowałam się znów wbrew sobie: zaczęłam ją pocieszać! Już nie pamiętam, jak to było, ale zaczęłam z nią rozmawiać.. Zagadałyśmy się i ona zupełnie zapomniała o płaczu.
Może z tego jednak coś będzie?
22 wrzesień; opóźnienie
Piszę z opóźnieniem. Przez ten (22) i następny dzień (23) tyle się działo, że nie zdążyłam napisać. A teraz (noc 23) jestem śpiąca, więc wyjaśniam w możliwie krótkim skrócie.
22 wrzesień właściwy-> Justyna była ze mną na basenie. Po tym położyła się w łóżku i stwierdziła, że nienawidzi wody. Przekształciłam ten temat w ciekawą rozmowę. Okazało się, że Justyna miała starszą siostrę, która- w jej wieku- zmarła, utopiona. Jej matka miała dwie starsze siostry i obie utopiły się. Obie w tym samym wieku, trzy lata po sobie. Gdy miały trzynaście lat.
Tyle co my.
Justyna ma trzy lata młodszą siostrę.
Jej matka jest trzy lata młodsza od jednej i sześć od drugiej siostry.
To podobna sytuacja, jak Justyny.
Nie dziwię się, że uważa to za jakąś rodzinną klątwę. Boi się wody. Też się nie dziwię. Ona wydaje się być całkiem normalna. Po prostu... Źle nam wypadło pierwsze spotkanie. Wszystko przez telefon Ewki i rekwizyt, który Aśka mi dała do czytania. Także przez moją inteligentną odzywkę.
23 wrzesień;
Trochę dziwnie się zaczął dzień. Od wiadomości, że mamy na sali dwie nowe osoby. Jakąś Paulinę i Jędrzeja. Jędrzej to taki młody, mały, sięgający mi do pasa chłopczyk z pierwszej klasy. Paulina to żyrafa- przynajmniej szesnastka na karku. Przyjechali w nocy, oboje spoza Małopolski, rodzeństwo.
Nie chce mi się pisać.
Ooch, jak miło w swoim łóżeczku! Już kończę, zaraz zgaśnie światło i idziemy spać. Tyle z teorii- tak jak poprzedniej nocy, tą noc przegadamy. Nawet mimo utrudnień, jakim jest mały.
Nareszcie miałam czas, by zapisać.
24 wrzesień;
Po nocnych pogaduchach oświeciło mnie, jaka jest Paulina. To typowa podrywaczka. Lalunia, „tania laska na jeden wieczór” jak kiedyś usłyszałam od jakiegoś wandala. Nic dziwnego, że ja i Justyna zasnęłyśmy podczas jej gadania.
Spóźniłyśmy się przez to na śniadanie, ale cóż. I tak na jadalni jest około dziesięciu osób prócz nas. Jedliśmy zimne parówki, ale nic nie szkodzi.
24 październik;
Opiszę w skrócie długi czas. Któregoś tam wtorku siedliśmy do śniadania, a Jędrka Paulina musiała karmić, bo nie umiał się nie popaćkać przy jedzeniu jajkiem sadzonym, co skwitowałam z Justą zgodnie: Piękna mamusia z niej będzie.
Tymczasem... MOJA mama mnie odwiedziła. Dała mi kasę na kartę do telefonu. Nie zastanowiła się tylko, skąd ja wytrzasnę kogoś, kto mi ją kupi. Przecież mam zakaz wychodzenia na zewnątrz.
Stan Justy się pogarsza. Nie wiem, co jej jest, ale jest coraz bledsza i mniej je. Rehabilitantka i lekarze nie chcą mi powiedzieć, co się z nią dzieje. Kiedyś zemdlała podczas zajęć wspólnych.
Już nie piszę, bo zaraz mam zajęcia. Napiszę coś potem.
*
Coś.
Mówiłam, że coś napiszę.
25 październik;
Z Justą coraz gorzej. W nocy wywieźli ją z sali i kazali nam siedzieć cicho. Jędrek spał kamiennym snem, ja i Paulina trajkotałyśmy po cichu. Niepokoiłam się o Justę. Paulinę trochę bardziej interesował najprzystojniejszy lekarz.
Justyna nie wróciła na noc do sali.
W ogóle jej nie widziałam tego dnia.
To niepokojące.
26 październik;
Uff, obudziłam się i Justa była na sąsiednim łóżku. Nie miała ochoty wyjaśniać, co się stało z jej stanem zdrowia, a ja próbowałam nie być wścibska. Ponoć stan się ustabilizował i jest już dobrze. To jest najważniejsze.
Musiałam za to całe przedpołudnie spędzić na basenie z gadatliwą Pauliną, która mi truła, jak to ważne jest dla facetów piękno pośladków dziewczyny. Jakby mnie to interesowało. Jakoś z Justyną się komunikowałam bez słów, a Paulina używała słów... Wyszło na to, że i tak nie mogłam się z nią dogadać.
29 październik;
Nic ciekawego nie było przez parę dni. Justa nadal zostawiała mnie na pastwę Samotnej-Łowczyni-Serc-Głupich-Tępaków, gdy przyszło mi chodzić na basen. Bardzo pasuje to przezwisko do nosicielki, czytać: do Pauliny. Chyba nawet moja mama by nie zaprzeczyła. Chociaż... Nie koloryzujmy.
Dzisiaj ogłoszono, że kolejne dwa wolne miejsca sali znów będą zapełnione.. Jak miło.
Jakąś dziewczynka, 9 lat, Asia... Mój Boże, kojarzy mi się z Aśką.
Jakiś chłopiec, 12 lat, Darek...
Jedno przyjeżdża po Wszystkich świętych, drugie po 11 listopada. A moim zdaniem to okrutne. Nawet na groby nas nie wypuszczą. Chociaż.. Zależy. Jaskółki- to o Paulinie i Jędrku, mówię po nazwisku- są wypuszczane, bo mają inny rodzaj choroby, niż my. Nie jestem pewna, czy napisałam, ale są rodzeństwem. Biedny Jędrek, który jak podrośnie do czwartej klasy, będzie zamęczany przez SŁSGT (Samotną-Łowczynię-Serc-Głupich-Tępaków) pytaniami o to, czy jej pośladki ładnie widać.
1 listopad;
Jaskółki nisko latają i zwiastują, że za niedługo opuszczają szpital. Ci to mają farta. Zresztą i tak opuszczają go na Wszystkich świętych..
Justa i ja spędzamy razem całe dnie. Nie ma tu lepszego towarzystwa. A mi dała kolejną ciekawą rozrywkę- zaczęłam pisać wiersze. Zawsze było co robić, choć zwykle dobre wiersze napadały mnie przypadkiem. Będę tu pisać niektóre. MOŻE będę.
*
Jaskółki błędnie przepowiadały. Paulinę czeka jakiś przeszczep czy coś takiego. Jędrka zaraziło coś, jak był krótko na grobach. Zostają.
2 listopad;
Przyszła tamta Asia. Chyba będzie się nudziła w naszym towarzystwie.. Nie jest do nas podobna. Ani do mnie z Justą, ani do Pauliny. Całe dnie milczy i czyta książki. Nie nudzi się jej? Tak sama...
12 listopad;
Przybył też ten chłopiec. Ma lat dwanaście, rok młodszy, i sięga mi gdzieś do ramion. Niski jak na swój wiek...
Darek, myślałam, że będzie się nudził w naszym gronie. Ale wręcz przeciwnie. Był ciekawym rozmówcą. Trafił tu z powodu przewlekłego czegośtam i potrafił o tym ciekawie opowiadać godzinami. Zgaduję, że chce zostać lekarzem. Zabawne. Więcej wiem o jego chorobie niż o swojej.
Poza nowymi nie ma tu nic ciekawego. Cały czas spędzam z przyjaciółką o imieniu Pau... Znaczy Justyna i, o dziwo, z Darkiem. To ciekawy rozmówca, też pisze wiersze (myślałam, że wśród młodzieży częściej robią to dziewczyny?) i, przede wszystkim, nie zanudza, jak Paula czy Asia.
Próbuję nie myśleć o mojej Aśce. Nawet mi wychodzi. Ciekawe, jak będzie potem..
*
Dziś robili mi badania. Niepokoję się. Lekarz z igłą spojrzał na mnie z niedowierzaniem, ale i ze strachem, gdy przyszły mu wyniki analizy krwi. Boję się...
*
Tuż przed snem przyszła do nas rehabilitantka i wyprowadziła mnie z sali. Podała mi jakąś szklankę, gdy znalazłyśmy się za drzwiami.
-Pij- rozkazała cicho.
Napój miał dziwny, słodkawy smak, ale nie potrafiłabym powiedzieć, do czego najbardziej jest podobny. W każdym razie smaczny, choć trudny do przełknięcia. Wypiłam całą szklankę.
-I jak się czujesz?- spytała zaniepokojona.
-Dobrze- odparłam szczerze.
Odeszłyśmy na bok (rehabilitantka wie tak dobrze, jak ja, że osoby z sali przykładają ucho do drzwi) i wyjaśniła mi, co się dzieje. Otóż w mojej krwi jest jakiś wirus, co oznacza, że będę przez jakiś czas osłabiona i że muszę pić podwójne porcje leków... I że muszę mieć dwa razy więcej zastrzyków!!!! ŁEEE!!!
19 listopad;
Pani Ula (rehabilitantka) miała rację. Czułam się kilka dni potwornie; gardło mnie bolało, ręce swędziły, głowa wariowała. Nie mogłam skupić myśli ani się skoncentrować. Na szczęście, po kilku dniach zgrozy (w najgorszych koszmarach nie śniła mi się taka liczba igieł! Strzykawek! Bólu...) mój stan się ustabilizował.
Jędrek zaraz będzie wychodził. Niestety, Paulina zostaje. Szkoda. Wolałam już jej brata od niej.. Cóż.
Asia (ta milcząca) się przed nami trochę otworzyła. Namiętnie pochłania książki i uwielbia „Ankę z Zielonkawego Pagórka”, znaczy tą książkę Montgomery... Czy jak jej tam. W każdym razie nie mamy wiele wspólnych tematów do rozmów.
20 listopad;
Nie wiem, czy się cieszyć, czy płakać. Justyna zdrowieje w oszałamiająco szybkim tempie. Wróżą, że pod koniec miesiąca wyjdzie ze szpitala. Ona sama nic o tym nie mówi i nie chce ze mną rozmawiać na ten temat.
Od mojej Aśki wieści jak nie było, tak nie ma.
30 listopad;
Cieszyć się ze smutku Justyny, bo nie zostanę skazana na Aśkę, Darka i Paulinę, czy współczuć, iż jej stan gwałtownie się pogorszył? Sama nie wiem. Jestem rozdarta między przyjaźnią z Justą a moim własnym egoizmem.
Nie chcę tu zostać bez niej. Czy ona ma mnie dosyć? Nie wiem. Wiem tylko, że lekarzowi znów się nie podoba mój stan.
1 grudzień;
Już blisko Mikołajek, Bożego Narodzenia, Sylwestra... Wszyscy zachwalają święta na oddziale. Nawet pani Ula, choć zawsze szczerze mówi, gdy coś jest trudne, nudne czy brzydkie, nie może się powstrzymać przed pochwałą.
-Na święta jest w szpitalu tyle pięknych rzeczy!- Zachwyciła się moja rehabilitantka. –Zobaczycie! Piękne ozdoby, a nawet... Udostępniają przechadzki po szpitalu!
-Nie wypuszczą nas na święta do domu?
-No wiesz... Jaskółki odlecą, ale ty, Darek i Justa zostajecie.
Wspaniale.
Nieźle się zapowiada.
Idę popatrzeć i poobserwować, czy to prawda.
*
Wydaje się, że prawda. Lekarze przygotowują coś, czuję to; dziwnie milczą i uśmiechają się na nasz widok. Zaprzestali większości bolesnych badań na czas grudnia. Co oni knują?
6 grudzień;
Wieczór. Tajemnica służby zdrowia została odkryta dzisiejszego ranka. Obudziło mnie szturchnięcie; myślałam, Justa, czego chcesz? Ale moja przyjaciółka siedziała na swoim łóżku, z zachwytem rozpakowując prezenty. Przyszedł Mikołaj. Oczywiście to lekarz od zastrzyków, mają te same okulary, no i trochę głupio mi, że zachowywał się, jakbyśmy mieli po pięć lat.
Ale dobrze się bawiłam. Rozdawali prezenty- małe upominki, lecz dla mnie to znaczyło bardzo wiele. Każdy dostał prezent składający się z dietetycznej czekolady i gumy do żucia bez cukru- za pieniądze szpitala. Jak to miło zjeść NORMALNE jedzenie..
10 grudzień;
Kilkoro lekarzy wyjeżdża do rodziny, na szczęście rehabilitantka mieszka w tym mieście i nigdzie nas nie opuszcza.
Aśkę wypisano, była już w pełni zdrowa.
Przybyła moja mamusia. O, jak miło! Nie rozmawiała ze mną. Dała mi tylko kilka rzeczy. Zapiszmy w porządku chronologicznym: A) precla. B) spinki do włosów. C) Nowe książki: matematyka, fizyka, angielski. Wspaniale, będę miała nowe zajęcia: naukę...
*
Kpiłam z tej nauki, a okazuje się, iż naprawdę tak będzie! Mama nawiązała kontakt ze szkołą.. I z naszą rehabilitantką oraz paroma pielęgniarkami. Będę zakuwać, jakbym była w szkole. Co prawda Rehabilitantka to raczej pedagog i terapeuta, ale ma uprawnienia humanistyczne. Polski, historia, WoS. Przerabiać będziemy (ja i Justa, bo tylko my się uczymy) Krzyżaków, Opowieść wigilijną, Kfo wadis i kilka tekstów z podręcznika. Do tego gramatyka. Mam w ekspresowym tempie nadrobić pierwszy semestr. Pielęgniarki zaś uczą mnie matmy, fizyki, chemii, biologii... Z informatyką sobie poradzę, z techniką również. Będę miała sprawdzian, który zadecyduje, czy mam zaliczony semestr. Sprawdzian z wszystkiego. Nawet z WF-u. Właśnie dlatego jeden lekarz uczy mnie tu pierwszej pomocy. Powinnam umieć „pozycję boczną ustaloną” czy jakoś tak, oraz odbicia dolne i górne i serw w siatkówce, dwutakt i kozłowanie jako koszykówkę. Cóż, spróbujemy...
11 grudnia;
Nauka=nuda. To synonimy. Pani Ula uczyła mnie, co to jest synonim, choć sama doskonale już to wiedziałam.
12 grudnia;
Ja, Justa i Darek. Teraz to wszyscy, którzy zamieszkują tą salę. Paulinę wypisano. Farciara. Teoretycznie powinna zostać na obserwacji, ale jej rodzina nalegała, by już wróciła.
Lekarze to teraz moja rodzina. Moja i Justyny. Czy Darka- nie wiem. Nie mam nic przeciwko Rehabilitantce, pali Uli, ani przeciwko jednej z nowych pielęgniarek, pani Dorocie.
Jednak niektórzy medycy to wariaci. Weźmy na przykład- Pan z Igłą, PI. Okrutny, chyba go bawi ból, bo śmieje się, gdy ktoś płacze przy zastrzykach.
20 grudnia;
Ostateczny skład ekipy bożonarodzeniowej ogłoszono dzisiaj. Rehabilitantka, trzy pielęgniarki i jeden lekarz (hurra! Nie PI!). Oto osoby, z którymi będę łamać opłatki.
Mama nawet do mnie nie zadzwoniła. Ani ja do niej. Nie mamy o czym rozmawiać. Zazroszczę starych Justynie: zadzwoniła z stacjonarnego w szpitalu do rodziców, rozmawiała z nimi tak luźno, jakby byli przyjaciółmi. Ja tak nie mam. I pewnie nigdy mieć nie będę.
24 grudnia;
Już po kolacji. Mniam! Znowu normalne jedzenie, owszem, zdrowo przygotowane i trochę odtłuszczone, ale smaczne.
Okazało się, że nie tylko tamci pracownicy. Jeszcze kilka lekarzy z innych oddziałów- i ich pacjenci. Głównie osoby z rakiem, z przewlekłymi chorobami itd. Przyglądałam się dziewczynie z chustką na głowie. Była łysa. Mój Boże...
Razem w szpitalu jest około trzydzieści osób. Dwadzieścia osiem siedziało przy wigilijnym stole (dokładniej jedna osoba stała, bo krzesła zabrakło). Jedna leżała w sąsiedniej sali, nieprzytomna pod kroplówką (jedliśmy na drugim piętrze, na korytarzu, w razie powikłań z tym nieprzytomnym człowiekiem lekarz musi mieć blisko do interwencji) a inna była sekretarką, która czuwała przy wejściu, gdyby przypadkiem ktoś się zgłosił z jakąś chorobą.
Było wspaniale.
29 grudzień;
Nagle zauważyłam, że piszę trochę inaczej. W nagłówku daty odmieniam: nie 24 grudzień, lecz grudnia. Zawsze pisałam nieodmienione, dobrze, od teraz też zacznę.
Zbliża się Sylwester. Sale pustoszeją. U nas nadal pusto: ja, Darek i Justa.
1 styczeń nowego roku:
Muszę przyznać, że było wspaniale. Czuję coraz większy sentyment do szpitala...
7 styczeń;
Treść SMSa mogła dawać do myślenia albo wręcz odwrotnie, ogłupiać. Albo i jedno, i drugie na raz. Zdziwiło mnie, od kogo go dostałam. Treść niezgodna z nadawcą...
PIZZA PRZYSZŁA, NIE SMS!!!
Co to za dziwny tekst? Od Aśki?
Mam złe przeczucia...
Słyszałam, jak na korytarzu lekarz się kłócił z kimś. Potem zrozumiałam- był to dostawca pizzy. Potem lekarzyna na mnie nakrzyczał, że przecież nie wolno mi jeść pizzy i czemu ją zamawiałam.
Ja nic nie zamawiałam. Nie mam kasy na komórce.
I w tym problem.
Nie w tym, że nie mam kasy na komórce. W tym, że nic nie zamawiałam. Wszystko bym rozumiała- głupi kawał, ktoś zamówił pizzę dla mnie, miałam zapłacić, a do tego nabija się w SMSie. Wszystko bym rozumiała- tylko nie nadawcę.
8 styczeń;
Nadal myślę o Aśce. Jestem beznadziejna.
9 styczeń;
Justyna próbuje mnie jakoś pocieszyć... Ba, myśli, że to łatwo!
10 styczeń;
Oj, kończy mi się zeszyt. Będę musiała kupić drugi. A raczej poprosić kogoś, by mi kupił. Wstęp na zewnątrz- wzbroniony! To okropne...
TU SIĘ ZACZYNA NOWY ZESZYT, dopisek 1 luty: czyli jak powracałam do życia
Czas trwania zeszytu: od 16 stycznia; mam nadzieję, że mi starczy na długo. Dopisek 1 luty: zaledwie starczył mi do ferii zimowych.
16 styczeń;
Udobruchałam rehabilitantkę, by mi kupiła zeszyt. Dałam jej pieniądze (przy okazji kupi mi kartę do komórki..) i pokazałam grubość. Powiedziałam też, że mógłby być podobny do pierwszego zeszytu. Znalazła taki i teraz mam dwa wspaniałe, wielostronne zeszyty na wspomnienia ze szpitala.
Cały czas mam jednocześnie nadzieję, że wykorzystam zeszyt do końca, ale też, że wyjdę stąd jak najszybciej. Chcę do szkoły. Ale nie chcę opuszczać Justyny. Darka, trochę, też nie.
Ja to jestem niezdecydowana!
Beznadziejna, można by rzec.
17 styczeń;
Nuda, nuda, nuda. Zmusza do wielu rzeczy, których się żałuje. Z nudów przeczytałam omawiałam Quo vadis z rehabilitantką. Kur... Czę, nie wiem, po co mi to. Wierszy napisałam już multum. Na różne tematy. Jeszcze tylko tego brakuje, bym zaczęła deklamować...
Z Justyną najbardziej zgadzamy się w kwestii szpitala. Najprzyjaźniejszą osobą jest nasza rehabilitantka, która jest niemal naszą przyjaciółką. Jest wspaniała. Szkoda, że tacy ludzie w szpitalach to rzadkość.
Zmienili nam lekarza. Teraz jest jeszcze większy głupek, niż tamten.
Super.
Nie mam co robić, więc piszę.
Nie mam co pisać, więc kończę.
Nie mam jak kończyć, więc skończyłam.
18 styczeń;
„Odebrano wiadomość tekstową”.
Kto do mnie napisał? Rany, przecież już dawno komórka leżała bezczynnie, tylko się ładowała, ładowała... Okazało się, że to Aśka napisała. Czytelnie, dużymi literami, oznajmiła mi:
PRZYJEŻDŻAM.
Skąd niby? Do mnie? Jaka odmiana! Woli jednak mnie, od swoich przyjaciółek Barbie? Czemu, przecież paczka lalek to całkiem niezłe towarzycho! Ale mimo tego wszystkiego, co słyszałam i czułam, mimo drwiących słów pod adresem Natalki, Paulinulki i Agi, cały czas czułam, jakbyśmy nadal były przyjaciółkami.
O ile to jest moja Aśka, a nie jakaś lalka, która ukradła jej dokumenty i wspomnienia.
Justyna zauważyła moją radość. Twierdziła, że byłam uśmiechnięta i podchodziłam jakoś tak bardziej z szacunkiem do życia i ludzi. Czy te słowa oznaczały, że wcześniej tego nie robiłam?
-Dajcie mi spokój, nie mam brudnych butów!- Darł się na korytarzu jakiś glos. Głos znany, zaś osoba nie. Mojej Aśki już nie ma. Wpakowała się jak strzała do pokoju, próbowała odgonić personel, nalegający, by nałożyła siatki na buty.
-Zostawcie ją- syknęłam. Justyna wyszła parę minut wcześniej na moją prośbę. Uszanowała to, że chcę sama z nią porozmawiać. Znów szczerze.
Może po raz ostatni.
-Coś się stało.- Zaczęła drżąco. –Coś ktoś powiedział, pokiwałam głową i czegoś żałuję...- Przełknęła ślinę. –Byłam dzielna, próbowałam to naprawić. Ale się nie da. Przypomniałam sobie o tobie.
-Och, a więc nadal znasz taką osobę jak ja?- Mruknęłam z kpiną.
-Nie wybaczysz mi?- Aśka spojrzała na mnie z ukosa. –Jak się mogłam po tobie tego spodziewać.. Przecież jesteś taka dobra. I tak długo mnie znosiłaś. Dziękuję i przepraszam za kłopot.
Wyszła, nawet się nie oglądając za mną.
To już nie była ta brzoskwinka w miniówie...
Ale to nadal nie była moja Aśka.
*
Justa ciągle próbowała mnie udobruchać po tej wizycie Aśki. Ona myśli, że ja jestem głupia? Przecież wiem, że Aśka to robi, żeby mnie sprowokować! Pewnie znów zabawia się moim losem. Dziękuję za uznanie, panno Joanno, udław się wanną!
Swoją drogą, kiepski rym. Wymyślałam lepsze.
Przez nią nawet wierszy nie mogę już układać.
19 stycznia
Jestem kompletnym literackim beztalenciem. Omawiałyśmy z rehabilitantką kilka wierszy jakiegoś Herberta oraz próbowałyśmy pisać... Teleturniej! Co kazała nam stworzyć? Możliwe odpowiedzi:
a) wiersz
b) opowiadanie
c) zaproszenie
d) sprawozdanie
e) streszczenie
f) rozprawkę
g) inne (wpisz jakie)......
Otóż wygrał ten, kto postawił na SPRAWOZDANIE. Jestem beznadziejna, drę kartki i drę, i nie potrafię stworzyć nic dobrego. Sprzątaczka już dziś dwa razy opróżniała biblioteczny kosz.
Nasza polonistkohistoryczkoWoSistka mnie pociesza, ale widzę, że jest zrezygnowana i nie mówi tego z przekonaniem. Ze wszystkimi się dzieje teraz coś dziwnego, albo przynajmniej zawsze się tak działo, a ja dopiero to dostrzegam.
20 styczeń;
Dziwaczny jest ten świat. Już mnie to dołuje od pewnego czasu. Aśka wyjaśniła mi wszystko w SMSie. Co za wariatka! Te jej „przyjaciółki” namówiły ją do kradzieży. Zrobiła to! O Boże, to nadal jakaś obca Aśka! Oddajcie mi moją Aśkę!!!
21 styczeń;
Justa próbuje mnie pocieszyć. Wspaniała przyjaciółka, coraz bardziej się cieszę, że pojechałam do szpitala. Ale przez szpital straciłam Aśkę. A może nie straciłam, a poznałam prawdziwe oblicze? Może to, co zwałam przyjaźnią, było złudzeniem dwóch samotnych dziewczyn, które bały się gimnazjum...
Od dłuższego czasu napada mnie dziwny, filozoficzny nastrój.
To dobrze?
24 styczeń;
Justa siedzi naburmuszona, i się jej nie dziwię. Też się tak zachowywałam. Martwię się. Lekarze mówią, że mój stan jest... Dobry. Coraz lepszy. Na tyle dobry, by za niedługo wyjść ze szpitala...
31 styczeń;
Wychodzę. Będę pamiętać o Justynie i o tym wszystkim, co przeszłam z nią w szpitalu. I będę pamiętać o Aśce, która jest inna, niż kiedyś była.
Czasem myślę, że zbiegi okoliczności chodzą po ludziach.. Ale potem już nie do końca w to wierzę. Wszystko jest chyba już ułożone przez los... Bo jak nazwać to, co się stało między mną a Justyną? Przypadek, który nas połączył?
Czy ja wierzę w przypadki?
Poprosiłam Justynę, żeby mi się wpisała. Zrobiła to.
Nie ten, kto z tobą tańczy
Nie ten, kto z tobą się śmieje
Lecz ten, kto z tobą płacze
Jest twoim przyjacielem.
.. .. ..Justyna ze Szpitala
Anka Niedroga
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Tusia
Administrator
Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gryfino
|
Wysłany: Sob 12:07, 10 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
Wow... Ale długie... Przeczytam potem bo teraz nie mam czasu ale długość robi wrażenie...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tusia
Administrator
Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gryfino
|
Wysłany: Wto 21:22, 13 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
No właśnie sobie drukuję to opowiadanko i przeczytam je dzisiaj albo moze jutro... A tak pozatym to ten kawałek co już przeczytałam kojarzy mi się tak, jakby ta dziewczyna była jakąś taką... Wredna idiotką... Ale cóż, to tylko moje skojarzenia... Ide czytać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Szania
Administrator
Dołączył: 12 Kwi 2006
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: skądś
|
Wysłany: Śro 13:27, 14 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Wredna idiotką... Ale cóż, to tylko moje skojarzenia... |
Ależ ona taka ma być... Mówisz o Ance czy o Justynce? ;p
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tusia
Administrator
Dołączył: 13 Kwi 2006
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gryfino
|
Wysłany: Śro 17:27, 14 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
O ance...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|